To słodkie słowo: ekoprojekt

10 grudzień 2023 by in category Bez kategorii with 0 and 0

Jest środek listopada, na zewnątrz to śnieg to deszcz, temperatura około 0 stopni. Siedzę w małym, nowym, dobrze ocieplonym domku szkieletowym z antresolą i dorzucam co jakiś czas do żeliwnej kozy, która stanowi tu jedyne źródło ciepła. Ta sytuacja zainspirowała mnie do podjęcia próby odpowiedzi na pytanie – dlaczego deklarowane spełnianie norm czystości spalania w kozach i zwykłych kominkach nie ma nic wspólnego z rzeczywistością w codziennych warunkach.

Od razu na początek wyjaśnijmy: nie mam nic przeciwko żeliwnym kozom. Akurat w tym miejscu gdzie jestem koza wygląda na wspaniałe urządzenie, umożliwiające przyjemne siedzenie w T-shircie i obserwacje tańczących płomieni.

Paru dni temu w dużym markecie oglądałem różne kominki i kozy grzewcze. Każde z nich miało zieloną naklejkę z „eko” w różnych postaciach, a w popielniku leżała instrukcja, w której producent deklarował spełniania rygorystycznych przecież norm „Ekoprojektu”. Wiem to, bo czasami zajmuję się badaniem pieców i osiągnięcie takich normy jest dużym wyzwaniem. Jest to możliwe, ale tylko wtedy, gdy palenisko wypełnione jest jasnym płomieniem, palenie jest mocne i intensywne. A akurat właśnie tego chcę teraz uniknąć siedząc przy tej żeliwnej kozie, bo jeśli tak intensywnie będę palić to temperatura w domu nie będzie już komfortowa, ale zrobi się nie do wytrzymania. Dlatego marzeniem każdego palacza (i palaczki) w kozie jest jak najdłużej utrzymać etap żarzenia się drewna. Rozciągnąć go maksymalnie w czasie. Wtedy wydzielone ciepło jest przyjemne i długotrwałe, no i drewno wystarczy rzadko podkładać drewno.

Natomiast jeśli weźmiemy do ręki przyrządy do mierzenia spalin zobaczymy, że żarzenie nie ma nic wspólnego z czystym spalaniem, przynajmniej odnośnie koncentracji CO w spalinach. W fazie żaru koncentracja CO zwiększa się kilkukrotnie. I jeśli w momencie intensywnego palenia, przy dobrych paramentach (suche drewno odpowiedniej wielkości, odpowiednio złożone, odpalone w odpowiednim miejscu, przy odpowiedniej ilości powietrza i siły ciągu kominowego, w dostatecznie nagrzanym palenisku i co najważniejsze – dużym szczęściu) teoretycznie da się spełnić normę „Ekoprojektu” 1500mg/m3 to w fazie żaru jest to absolutnie nie możliwe. Dlatego producenci pieców wymyślają sposoby, jak najszybciej przerwać badania w momencie wystąpienia fazy żaru, bo dłużej badając spaliny przy żarzeniu się, mocno psuję się średni wynik koncentracji CO.

Uważam że między innymi po to jest stosowane tak zwany „wtórne powietrze” lub „dopalanie spalin”. Bo w fazie żaru takie powietrze omija paliwo i rozcieńcza spaliny. A według metodyk badań, można przerwać badania jak spaliny są odpowiednio rozcieńczone (zazwyczaj 4% CO2). Dlatego w kominku z wtórnym powietrzem według badania wykonanego zgodnie z odpowiednią metodyką (np. zgodnie z normą EN 13240) będzie lepszy wynik niż w kominku bez wtórnego powietrza. Ale w rzeczywistości dodawanie wtórnego powietrza nie ma nic albo bardzo nie wiele wspólnego z czystym paleniem.

Wracając do pytania postawionego na samym początku tekstu: ponieważ tryb pracy kozy w warunkach codziennych jest bardzo różny niż w warunkach laboratoryjnych, to piękne deklarowane wartości emisji spalin i zostaję tylko tam gdzie są napisane, tzn. na papierze.

Powstaję kolejne pytanie: czemu nie można korzystać z kozy tak jak producent przewidział badając to urządzenie? (jeśli to badał, bo według wymagań, sam producent deklaruję spełniania „Ekoprojektu”, ale przyjmijmy, że wszystkie ludzi są uczciwi i to co napisane w instrukcji jest prawdziwą przetestowaną prawdą). Bo nie. Nie w nowym domu przynajmniej. Nowe domy mają około 2 kwh strat ciepła na godzinę na 100m2 przy 0 st. na zewnątrz. A najmniejsze kozy mają około 6 kw nominalnej mocy. Tzn. mocy przy której powinny być robione deklarowane badania. Czyli jest to przynajmniej 3 razy więcej mocy, jeśli palić według instrukcji. Jeśli nie otworzymy okna lub drzwi, to mamy saunę w domu. Albo żarzymy i wtedy może być jakoś znośnie. Przykro tylko dla sąsiada, na którego wiatr zanosi te wszystkie niespalone spaliny.

Podsumowując: kozy i kominki nieakumulacyjne można używać według instrukcji (czyli tak, aby spalanie było mniej więcej czyste) tylko tam, gdzie straty ciepła są odpowiednio duże: duże hale, garaży, warsztaty, ale zupełnie nie pasują do dobrze ocieplonych, nowych, mieszkalnych domów.

Add comment